Mówili, że będzie ciężko, że będzie mi trudniej, gorzej, że będę musiała zmienić całe swoje życie i nie będę miała czasu na nic, a już na pewno na swoje zajęcia sprzed ciąży.

I co? Pomylili się?

W pewnym sensie mieli rację, nie mogę spontanicznie wyskoczyć z domu gdy najdzie mnie ochota na mrożoną kawę  Muszę poczekać jakieś 20 minut, by np. nakarmić Sarę, bądź przebrać ją. Muszę też planować dłuższe wyjścia i nie mogę od tak wyjść z domu.

Mieli też rację mówiąc, że wszystko się zmieni. Zmieniło się to, że ONA jest dla mnie wszystkim i wszystko inne straciło sens.

Ale czy moje życie uległo tak dużej zmianie? Nie sądze 

Mam czas na swoje przyjemności i mam czas na pisanie dla Was. Mam czas na rozwój i na zakupy.

Jest natomiast jedna rzecz, której nauczyła mnie moja córka. Coś czego przed ciążą absolutnie nie potrafiłam robić.

Sara nauczyła mnie odpoczywać. Tak! To może dla Was dziwne, ale ja ciągle musiałam coś robić. Stale szukałam sobie zajęć i wyzwań. Stale potrzebowałam mieć „coś do zrobienia” bo inaczej wegetowałam. Teraz rozumiem, że do tego odpoczywania potrzebowałam po prostu jej. Potrzebowałam czuć się wreszcie spełniona.

Kocham te nasze długie poranki w pieleszach, te nasze zabawy i jej śmiech. Kocham patrzeć na jej błogi uśmiech gdy zasypia przy mnie. Jest moją najdrożdżą Królewną. Trzymając ją w ramionach i czując jej zapach wiem, że mam wszystko.

Nauczyła mnie doceniać „tu i teraz”. Nauczyła mnie cieszyć się chwilą i spokojem. Nauczyła mnie wsłuchiwać się w siebie i swoje pragnienia. Pokazała mi po prostu jak czerpać z życia to co najcenniejsze – MIŁOŚĆ.

To się zmieniło – Sara pokazała mi jak się zatrzymać i być tu i teraz.

Każda osoba próbowała wytłumaczyć mi, że macierzyństwo to taka gonitwa z czasem, z praniem z bałaganem i z ciągle zimną kawą.

Owszem bałagan robi się znacznie szybciej niż dawniej, kawa również stygnie zdecydowanie prędzej, ale ja wreszcie mam czas dla siebie i dla nas. Obiecałam sobie, że nie będę wariować na punkcie idealnego sterylnego domu i zawsze pustego kosza na pranie. Zdecydowanie w tym moim pierwszym roku macierzyństwa stawiam na slow life  Slow Life z moją Lejdi, która nauczyła matkę relaxować się i po prostu nie robić nic – tylko pachnieć 

Mamy to szczęście, że Sara urodziła się wiosną, całe lato mamy dla siebie by wspólnie spędzać każdy dzień i czerpać z pogody jak najwięcej. Chcę zaprezentować Wam tutaj coś, co sprawia Sarze masę radości. Hamaczek, który umożliwia chillowanie od pierwszych chwil życia.

Zestaw Koala marki Amazonas zawiera hamak dla niemowląt i dzieci oraz stojak. Dzięki hamaczkowi dziecko może być blisko swoich rodziców w dowolnym miejscu w domu, w ogrodzie lub w podróży. Kocham Koalę za to, że umożliwia Sarze obserwowanie otaczającego ją świata w przyjemnej atmosferze. Bujanie w hamaczku Koala zawsze kończy się u Sary drzemką.

Dla mnie jego największą zaletą oprócz możliwości relaxowania się jest jego funkcjonalność. Demontaż/Montaż szybko i sprawnie bez narzędzi a do tego po złożeniu zajmuje bardzo mało miejsca.

Z całego serca polecam Wam ten produkt. Na razie wykorzytujemy go tylko na zewnątrz, ale zimą zabierzemy go do mieszkania. Jego maksymalne obciążenie to 15kg więc do około 9 miesiąca bobasek może korzystać z chwil wytchnienia i relaxu w takim oto hamaczku.

Zobaczcie jak pięknie pasuje również wewnątrz 

Więcej poczytacie o nim TUTAJ – zerknijcie również na inne produkty tej marki, oprócz Koali posiadam również chustę i jestem nią zachwycona, ale o tym tak jak obiecałam pojawi się nowy post na blogu.

Do leżaczka dobrałam idealną podusię w naturalnym beżowym kolorze oraz z motywem paproci, które uwielbiam. Marka Beztroska to moje nowe odkrycie i jeszcze o nich poczytacie we wpisie z chrzcin 

Asortyment mają bardzo bogaty, jeśli szukacie wyprawkowych produktów dla swoich Maluszków – koniecznie tam zajrzyjcie. A poniżej zobaczcie jak podusia w paprocie pięknie pasuje do hamaczka Koala.

Skomentuj